środa, 6 stycznia 2016

Kochin

Przelot do Kerali.
Prawie cały dzień 5 stycznia poświęciłem na transfer z Rajastanu do Kerali. Wybrałem samolot, bo nie chciałem już się ciągnąć 2 dni pociągami przez całe Indie.
Wziąłem tuk-tuka za 150 rupi,
Samolot miałem o 14.10, ale był opóźniony o ponad godzinę. Lotnisko niewielkie z kilkoma tylko bramkami. Przed wejściem do samolotu ochrona sprawdza jeszcze raz bagaże podręczne. Miałem jak zawsze aparat przewieszone przez przez siebie, ale na przewieszone nie miałem pieczątki od ochrony. Kazali mi wrócić i podbić karteczkę. Spytałem czy mogę go schować do plecaka, plecak miał przewieszkę z pieczątką. Powiedzieli że mogę,  więc się spytałem to jaka jest różnica czy aparat mam na szyi, czy w plecaku, przecież i tak nie ma pieczątki.
Takie są zasady - odpowiedział ochroniarz. Turyści stojący obok się tylko uśmiechnęli.
Niech i tak będzie ;-).
Wylądowałem w Mumbaju trochę później, temperatura 32 stopnie. Wychodziłem przez rękaw do terminalu więc nie musiałem wychodzić na ten upał. Lotnisko otoczone slumsami które było widać z okna samolotu podchodzącego do lądowania. Małe domki zrobione z tektury , dykty i innych kawałków ciągna sie kilometrami aż pod samo ogrodzenie lotniska .

Terminal w Mumbaju bardzo ładny,  w środku dużo zieleni,  nawet jest ogródek z wodospadem. Wygodne siedzenia, i czyste toalety. Bardzo dużo zachodnich sklepów.
Wiele europejskich lotnisk mogło by być przykład.
Później okazało się że samolot do Kochin jest też opóźniony o 3 godziny.
Air India zapewniła jakiś szybki posiłek.
Takie są czasem niedogodności podczas podróży, co zrobić.
Kochin. Spokojne miasteczko. Z lotniska zabrałem się z dwiema dziewczynami taksówką,  wyszło coś ok 300 rupi. Na miejscu byliśmy w nocy ok 1. Okazało się że nie mają już miejsc tam gdzie dziewczyny zabookowały sobie nocleg, ale właściciele szybko znaleźli pokój u sąsiadów, za 500 rupi. W Kochin zostałem jeszcze 2 dni. Kolejnego dnia poszedłem do kina na Star Wars, bilet 150 rupi 3D miejsca premium. 
Drugi dzień - zwiedzanie miasteczka, całkiem ładne malownicze uliczki , pełno knajpek, 
Przy ulicach rosną wielkie drzewa o rozpiętości korony dochodzącej do ok 50 metrów - giganty.
Nad brzegiem morskim stoją kalimery- chińskie konstrukcje sieci do  połowu ryb. Zachowały się z przed wielu lat i nadal są używane do połowu. Złapane ryby, rybacy sprzedają prosto przy chodniku , dla turystów, można kopić sobie jakąś rybkę i upiec ją w pobliskiej restauracji.
Plaża strasznie zaśmiecona , szkoda że miejscowi nie dbają o swoje środowisko. 

Na straganach owoce, tanie i pyszne. Banany które rozpływają się w ustach, mandarynki tak dojrzałe że aż się same obierają, ananasy słodkie i aromatyczne leżą na wielkich stertach na straganie - proszą się, żeby je zjeść ;)



















Moje śniadanie na rowerze






 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz